Jestem dziś „wyjechany”, więc wieści o porozumieniu górników z rządem dopiero mnie dopadły. Jestem „wyjechany” razem z teściem listonoszem (poczta też ma strajkować), więc mieliśmy jeszcze dzisiaj przy obiedzie okazję umawiać się na wtorek na wiec poparcia dla górniczych protestów, który Solidarność zorganizowała w Warszawie. W tej samej rozmowie wyraziłem podziw dla związkowej determinacji oraz nadzieję, na to, że tak jak uważam, że PiS dał ciała po sfałszowanych wyborach, tak związki zawodowe najwyraźniej mają narzędzia po temu żeby w końcu pogonić złodziejom kota. Powoli dojrzewał we mnie pomysł na tekst pt. „Czy Solidarność znowu uratuje Polskę?”
Otóż najwyraźniej nie uratuje. W wywiadzie, którego udzielił mi kilka dni temu emerytowany górnik kopalni „Brzeszcze” usłyszałem (absolutnie w dobrej wierze jak sądzę), że górnicy walczą nie tylko o swój interes, do czego jak uważam mają pełne prawo, ale również o Polskę. Szefostwo związków zawodowych zadowoliło się jednak paroma obietnicami tych samych rządzących, którzy od siedmiu lat łżą jak bure suki i niejedną obietnicę i porozumienie już złamali. A co to porozumienie oznacza dla Polski?
Oznacza porażkę kolejnej szansy na rozpoczęcie leczenia ciężko chorego kraju, dalszą erozję jego energetycznego bezpieczeństwa (bo absolutnie nie wierzę tu w dobrą wolę rządu w realizacji choćby i tego ułomnego porozumienia) oraz utwierdzenie i tak już rozmiękczonej TVNem tłuszczy o bezalternatywności dla rządów kłamców i złodziei. Tak jak do tej pory działania rządu w czasie kryzysu wydawały się irracjonalne, tak teraz Solidarność do kategorii „irracjonalne” dołączyła dziarskim krokiem. No chyba, że czegoś nam nie mówią. Ba, zapewne nawet jest to jeszcze bardziej prawdopodobne.
Tylko Polski szkoda.