Wydawałoby się, że nikt nie przebije Tuska w sztuce piaru, dzięki któremu udało mu się przez siedem lat utrzymać na powierzchni ten drogi, złodziejski i śmierdzący aferami market pod szyldem „Zielona wyspa”. Ale przyznać trzeba, że ładnie go zbudował za nasze pieniądze. To co, że blaszak, skoro w środku pięknie i tęczowo, marmury i szkło, między półkami śliskie autostrady i drogi szybkiego ruchu dla metalowych wózków z napędem ręcznym na cztery koła, jeśli zapatrzysz się na hostessy, kraksa gotowa, towaru w bród, uginają się dostatnie górne półki rządowe, ciut niżej burżuazja urzędnicza w złotych pudełkach, plebs przy samej ziemi, zginanie karku służy zdrowiu lub awansowi o półkę wyżej, promocja dla biedaków, raty zero procent, kolorowe reklamówki, przy klasie londyński bankier, a na straży ochrona czyli grupa antyterrorystyczna w pełnym rynsztunku, która strzela do nieswoich złodziei za 0,99 groszy batonika. Muzyczka gra, czasami życie umili Madonna lub inna Doda, strzelają race, promocja goni promocję, kup cztery sztuki, piątą otrzymasz za darmo, wymieniaj kody na nagrody, rozpylany zapach wolności i dobrobytu gratis, nie czuć smrodu rozkładajacej się dyrekcji supermarketu. Gra pozorów, manipulacja, reklama i promocja upadłej reputacji.
Gdy szef tej iluzji awansował na króla unijnego hipermarketu zasilając emigrację, która już nigdy nie wróci, bo nawet bociany nie chcą wracać z Ghany, zostawił nam na górnej półce sieciową podróbkę zagranicznej marki, towar ometkowany w Berlinie, odświeżony, zrewitalizowany w Vivie i obwiązany kokardką, i przyznać trzeba, bardzo pojętny, bo finał jej mało chlubnej „studniówki” wyreżyserowany został perfekcyjnie, zgodnie ze sztuką marketingu. Zapłacili za to nie tylko górnicy, ale wszyscy, którzy zostali, bowiem kosztowna jest sztuka budowania wizerunku, że nawet wylaszczone koleżanki psiapsiółki pod wodzą rodzimych speców od reklamy okazały się bezradne. Prócz Dominiki Tuzinek, b. szefowej biura prasowego PO w Sejmie a obecnie z firmy PR Vision Group. A przyznać trzeba, że i czas naglił, wypicowany i gotowy Siemoniak spoglądał na fotel premiera, koalicjant pokazywał swoje pazury, a słupki leciały w dół. Trzeba było wymyślić coś, co podniesie notowania, także samej premier, przerwie żarty i drwiny na temat jej niecodziennego hobby, jakim jest połączenie kopacza z praczem, i pozwoli dotrwać Platformie do wyborów, czyniąc z premier Ewy, prowincjonalnej lekarki ze zbankrutowanego ośrodka POZ, „męża opatrznościowego”, „wodza miłościwego”, który nigdy nie skrzywdzi wyborców, bo kopalnie trzeba unowocześniać, nie wygaszać, a węgiel jest najważniejszy, ogrzewanie musi być tudzież ciepła woda w kranie w pakiecie dla wszystkich Polaków. Zdecydowała się więc na podstawowy trik z narzędzi marketingu mix polegający na tym, że aby obniżyć, najpierw trzeba podnieść, by wyjść na swoje. Znamy te triki z marketów, ale górnicy ich nie znają, a związkowcy widać, do marketów nie chodzą.
Po co była ta nocna zadyma z szybką ścieżką legislacyjną i uchwaleniem w nocy nowelizacji ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, de facto będącej likwidacją czterech kopalń? Właśnie dla piaru. Postawiono na jedna kartę. Skoro reklamowe slogany już przestały działać, musi zadziałać antyreklama, więc podpalili, aby później wystąpić w roli bohaterskich strażaków, który ugasili ogień. I tak rządowi piromani dla ubogich wymyślili ustawkę z likwidacją kopalń. Na śląsku wrze, w Zabrzu policja pacyfikuje górniczą manifestację, opozycja wzburzona oskarża rząd o działania na szkodę, a Palikot chce odwołania Piechocińskiego. Tylko poseł Wipler w szczytowej formie, wymyśla premier od lawirantek, a posłowie PO wiedzą o co chodzi i co będzie jutro, więc krzyczą, że już póżno i chcą do domu. A co robi minister gospodarki Piechociński? W sejmie wyjątkowo spokojny, bo dwa dni przed nocnym głosowaniem porozsyłał mailem gdzie się da dokument zat. Plan naprawczy dla Kompanii Węglowej S.A. Materiał na spotkanie Rady Ministrów, datowany 7 stycznia 2015 r. Ten sam, którego projekt we wrześniu ub.r. przedstawił wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, znany jedynie z tego, że komunikuje się z otoczeniem gwarą śląską. Plan naprawczy Piechocińskiego, tak jak i wcześniejszy projekt zakłada, że 9 rentownych i perspektywicznych kopalni przejdzie pod zarząd nowej Kompanii Węglowej, 4 trwale nierentowne – do Spółki Restrukturyzacji Kopalń w celu stopniowego wygaszania działalności, oraz inwestora zewnętrznego (Węglokoks S.A.), który kupi jedną kopalnię, a pozostałe „skonsoliduje” z energetyką. Spółki niekluczowe i reszta majątku poddana zostanie stopniowej sprzedaży i likwidacji. Trochę lepiej to brzmi niż restrukturyzacja czyli likwidacja, ale znaczy prawie to samo. Ale niuanse językowe to nie robota wiceministra Wojciecha Kowalczyka, lecz, jak podaje Biztok, firmy konsultingowej The Boston Consulting Group, spółki z o.o. z kapitałem początkowym 50 tys. zł, nie z Bostonu, tylko z Warszawy, z Mokotowskiej 1. Coś jak Cappucino produkowane w Aninie. Firma oczywiście zaprzecza własnemu autorstwu twierdząc, że przygotowała jedynie prezentację w PowerPoincie, programie, w którym bez trudu poruszają się nawet gimnazjaliści. Nie wiadomo też, ile dostała pieniędzy bez przetargu i od kogo, od Kampanii Węglowej czy od ministra gospodarki.
Więc jak było do przewidzenia, w sobotę po południu w śląskim urzędzie wojewódzkim, spotkały się dwa sztaby: prowokacyjny premier Ewy Kopacz oraz protestacyjny, górników i ich centrali związkowej. Podpisali świstki niesygnowane żadną pieczątką i odtrąbili sukces porozumienia. Każdy swojego. Przewodniczący NSZZ „S” Piotr Duda stwierdził, że to lekcja pokory dla rządu i koalicji, bo nie udało się przedstawić działaczy jako związkowe „pasibrzuchy”, premier Kopacz, że ten rząd ma odwagę rozwiązywać trudne sprawy i że nie chodzi jej o likwidacje kopalń, więc dobrze, że ten trudny czas już dobiegł końca. A opinia publiczna, jak zwykle, podzielona. O co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi
Na pewno nie o to, że rząd się ugiął pod presją zapowiadanych protestów społecznych, nie tylko górników, którzy nie raz już maszerowali pod kancelarię RM bez skutku. I to nie rząd przegrał, ale górnicy i cała Polska. Związkowcy dali się oszukać, jak ogłupiały na obniżki cen klient w hipermarkecie, udowadniając, że nie umieją czytać nawet nie drobnym druczkiem i zgodzili się na ten sam towar w innym opakowaniu, do którego dorzucono bonus w postaci odpraw dla zwalnianych pracowników, pakiet osłonowy oraz anulowano punkty karne za strajki. A w nagrodę otrzymali złotą kartę stałego wyborcy Platformy Obywatelskiej. Ktoś pyta, co jest grane? Gra górnicza muzyka na cześć premier Kopacz w ocalonym do wyborów supermarkecie. Propaganda się udała, lud łyknął obniżki, piar króluje, pożar wzniecony przez rząd ugaszony „tymi ręcami” władzy, gra muzyka z hipermarkecie, strzelają race, lemingi chwalą rząd, za chwilę słupki pójdą w górę. Zatrutą pigułkę PO roznoszą uśmiechnięte hostessy.