Wielkanoc, święta, króliczki i żółte pisklaczki o plastikowych nóżkach.
Jak byłem młodszy, to lubiłem z pozycji „dojrzałej” i „wyrozumiałej” obserwować tę przaśną polskość, huhu, uchu, uchu, ach ci Polacy, wszystko takie amorficzne, nieudane, śmieszne, toporne, niedokończone, zawieszone, stworzone z półfabrykatów, kiczowate… uhuhhu, koleś w ortalionie z plastikowym króliczkiem, uhuhuhu, źle ubrana i pomarszczona babcia w moherze idzie święcić jajka i mija chłopaków pod sklepem sączących mocne piwka, szaro, buro, dziury w drogach i przygląda się temu Maryja z kapliczki, obklejonej lampkami choinkowymi co świecą na r óżne kolorki, huhuhu.
A ja oczywiście, no skoro umiem to obserwować, to się rozumie samo przez się, ponad to, w swej subtelnej wyrozumiałości, to ja jak biały Pan wśród murzynów, jak Pan, co rozumie co i jak, bo w Paryżu czy w Berlinie był, ale swoje syntymenta i nostalgię ma, więc nachyla się z wyniosłą czułością.
Teraz, jak jestem starszy, i może głupszy, to już mnie to nie bawi, ani nie czuję się lepszy, raczej myślę, jakie to piękne, że te procesje ruszają ze swoich domów do kościołów, do świecenia i modlitwy zdążają, procesje przemierzające tę polską krainę, gdzie bywa szaro a drogi są dziurawe, gdzie Maryje obklejone są kiczowatymi lampkami choinkowymi, gdzie Chrystusy na obrazach mają przaśne twarze, te procesje, gdzie niektórzy są w ortalionach i wiatr szeleści w ich dresach, a inni to babcie w moherze, że te procesje mijają chłopaków sączących piwko pod sklepami i słuchających disco polo na zmianę z lady Gagą, procesje idą, bo Chrystus zmartwychwstał. I współczuje tej części Europy, która już o tym zapomniała.
Ale mi osobiście te święta nie kojarzą się z króliczkiem i kurczaczkiem. Ale z pustynią.
Jakoś nie mogę przestać myśleć o tym Żydzie z kompletnej, prowincjonalnej dziury, o spłowiałych, utopionych w żarze i pyle miasteczkach jakie przemierzał, o tym piasku pustyni blisko wschodniej, który wciskał się wszędzie i brudził szaty, o gajach, w których powykręcane, niewysokie drzewa dawały niewiele cienia, o utopionych w kolorach sepii wzgórzach, na których stanęły Krzyże, o głazie, szaro- żółtym, popękanym, chropowatym, takim jak inne głazy, które urodziła ziemia obiecana, którym, nieudanie, usiłowano zasłonić Grób.
No więc ja od siebie pustyni Wam życzę, wraz z obietnicą jaką nam dała.
Błogosławionych świąt.
Polecam David Wildstein na fb